Przeglądam zdjęcia, wspominam i nabieram coraz większego przekonania, że czas w najprzyjemniejszych momentach życia jest najbardziej nieubłagany. Mija tak szybko, że trudno się nim nacieszyć. Do domu wróciłam z małym smutkiem, że to już za mną. Może gdybym wcześniej zaplanowała tę podróż, wiedziałabym jak się poruszać po mieście na tyle sprawnie, by jak najwięcej zobaczyć i doświadczyć. Przewidziałabym korki, które w Rzymie są normą, zrobiłabym jakikolwiek zarys dnia – w końcu do obejścia/objechania jest bardzo dużo, a mój pobyt był mocno ograniczony czasowo. Nie chciałam, by wszystko sprowadziło się do zaliczenia „top miejsc”, które rzekomo trzeba zobaczyć będąc w Wiecznym Mieście. Trochę się gorączkowałam, że pewnie mijam właśnie coś zachwycającego, ale to coś znajduje się za innym rogiem, gdzie już nie zajrzę z braku czasu i znajomości miasta. W porę się na szczęście opamiętałam i zaczęłam chłonąć niezapomniany klimat, który tworzą nie tylko zabytki ale również ludzie czy przyroda. Brałam głęboki oddech, rozglądałam się dookoła i czułam wdzięczność za to, że tu jestem.
Watykan był dla mnie najważniejszym punktem wycieczki i to właśnie na niego poświęciłam najwięcej czasu. Zanim weszłam na Plac Świętego Piotra, a później do Bazyliki poszłam na pizzę, by nabrać sił na nadchodzące godziny. Przebiegając tamtędy poprzedniego wieczora czułam się szczęśliwa, ale to było za mało, by naprawdę poczuć, że tam byłam. I to właśnie z tego powodu nie zdążyłam zwiedzić wystarczająco dużo, by móc wyjechać po zmroku z Rzymu. Watykan zatrzymał mnie na tyle długo, że sporą część atrakcji zostawiłam na wieczór, dzięki czemu dopiero następnego dnia opuściłam miasto.
Mając opracowany plan wycieczki i będąc upartym człowiekiem, da się w dzień czy dwa zobaczyć to, co najważniejsze (mnie udało się zobaczyć sporo, jednak nie wszystko – wspomniany brak planu). Prawdę mówiąc zwiedzanie jako takie jest dla mnie nieco nużące. Dużo większą przyjemność sprawia mi przebiegnięcie się w nieznane tam, gdzie mnie nogi poniosą by potem zobaczyć tyle, na ile czas pozwoli. Może kiedyś będzie mi dane wrócić do Rzymu i odkryć jeszcze więcej obecnego tam ducha historii.
Bardzo chciałabym tam wrócić. Jednak biorąc pod uwagę, jak wiele jest do zobaczenia na świecie, nie jestem jeszcze pewna, w którym kierunku mój wzrok podąża. Dopóki zdrowie, czas i środki pozwolą, będę mieć oczy szeroko otwarte. Horyzontu nie widzę, oślepia mnie fantazja.
Aga